czwartek, 25 października 2018

Zarządzanie małymi zespołami w sytuacji narastającego stresu i zmęczenia - czyli jak byłem Przewodniczącym Obwodowej Komisji Wyboczej

Wyobraź sobie, że dostajesz mały, paro osobowy zespół ludzi, o których nic nie wiesz. A musisz nim pokierować. No ale w końcu jesteś Liderem, jak nie ty to kto.

Otrzymujecie super ważne zadanie. Musi być wykonane. Nie wolno wam się pomylić. 
Otrzymujecie instrukcje, które są wewnętrznie sprzeczne, niejasne itp.  Do tego cześć z nich otrzymujecie tuż przed rozpoczęciem zadania. No ale w końcu to dla ciebie norma. Dokonujesz interpretacji lub wykładni, stosujesz normy kolizyjne itp. 

Nie wolno wam przerywać pracy. Macie tak długo działać aż skończycie zadanie i rozliczycie się z jego wykonania. Też ci się to już zdarzało. W końcu sen jest przereklamowany. Człowiek może nie spać parę dni i funkcjonować. Jedzenie też nie jest niezbędne. Z głodu człowiek umiera po miesiącu.

Zaczynacie wieczorem. Przejmujesz materiały i obszar pracy bo wcześniejszym zespole.
Oczywiście okazuje się, że wcześniejszy zespół popełnił błędy. No cóż robisz co możesz by zniwelować skutki ich błędów i bierzesz się z parogodzinnym opóźnieniem do wykonania właściwego zadania. 

No i zaczyna się jazda. Pracy jest multum, procedura wykonywania zadania bezsensu, ludzi masz za mało, a materiałów pomocniczych szybko zaczyna brakować. Z godziny na godzinę ty i twój zespół jest coraz bardziej zmęczony. Jednak porażka czy pomyłka jest wykluczona.
Pracujesz z zespołem ramię w ramię. Rozwiązujesz problem po problemie. Improwizując gdy musisz. Nie śpicie blisko trzydzieści godzin, ledwo widzicie na oczy ale wykonaliście pierwszą część zadania. Wszystko dzięki temu, że stworzyłeś z nich jedną drużynę. Zespół pada na twarz nieprzytomny ale dali radę. Piszesz raport. Zespół podpisuje. 

Oni mogą odpocząć ale ty wraz z jednym członkiem zespołu nadal musisz działać.
Zawozicie raport do zatwierdzenia do właściwej komórki, na drugi kraniec miasta. Czekasz godzinę. Szlag musisz poprawić jakąś duperelę bez znaczenia. Nienawidzisz formalistów ale co zrobić siła wyższa. Dobra wracasz, po drodze ściągasz telefonicznie zespół z powrotem. Poprawiasz duperelę bez znaczenia, zespół podpisuje, a ty wracasz z jednym z członków zespołu by zdać poprawiony raport. Oczywiście półgodziny czekacie by usłyszeć że wszystko jest okey. Jesteście szczęśliwy.
Raport został przyjęty. Myślisz sobie, jeszcze tylko zdam materiały do depozytu, 15 minut i do domu.
Jedziecie z powrotem przez całe miasto. 

A tam się okazuje, że aby zdać materiały musisz czekać 2 godziny. Bo zespołów jest wiele a przyjmują materiały w jednym pokoju i nie jest to czysta formalność - innym zespołom zajmuje to do 30 minut. No cóż kolejna siła wyższa. Pomagasz innym zespołom i wymieniacie się opowieściami z pola bitwy.
Dobra możesz wejść do pokoju i zdać materiały. Dzięki dobremu przygotowaniu bijesz rekord i zdajesz je w 7 minut.

W końcu po 20 godzinach pracy, nie śpiąc 33 godziny skończyłeś z sukcesem zadanie. Możesz wrócić do domu. Jesteś szczęśliwy bo podobnych zespołów jest kilkaset w twoim mieście, a gdy ty wracasz do domu większość z nich nadal walczy z zadaniem.

Od niedzieli do poniedziałku byłem przewodniczącym obwodowej komisji liczącej głosy w wyborach samorządowych. Wszelkie podobieństwa, do prac mojej lub innych komisji, z powyższą historią są czysto przypadkowe.

Jeżeli chcesz się sprawdzić jako lider małego zespołu, stworzonego ad hoc z przypadkowych ludzi, przy narastającym zmęczeniu, niewyspaniu i nawarstwiających się problemach i przeciwnościach zgłoś się do komisji wyborczych w następnych wyborach.
Jeżeli będziesz miał szczęście przygoda potrwa parę godzin. Jeżeli będziesz miał pecha to przygoda potrwa parę dni.
Podobno praca komisji wyborczych przy wyborach samorządowych jest najtrudniejsza.

Przy okazji dziękuję mojemu zespołowi, a zwłaszcza osobie, która ze mną jeździła, czekała i zdawała materiały. Daliśmy radę :-)