czwartek, 25 marca 2021

Recenzja książki Davida Allena: "Getting Things Done czyli sztuka bezstresowej efektywności"

Ja wiem, że Amerykanie mają inną Kulturę. Wiem, że marketing jest ważny. Ale autor tej książki przesadził, 10% pierwszych stron książki jest o tym jaki autor jest super i jaka super jest jego metoda. A potem i tak non stop bawi się w samochwałę. Doświadczenie uczy, że jak ktoś się non-stop chwali to albo sprzedaje wybrakowany towar albo ma problem z samooceną. W każdym razie coś jest mocno nie tak.

Czas na test śpiocha (a co to jest test śpiocha? Jak książka jest kiepsko napisana to mnie usypia. Jak jest dobrze napisana to mnie porywa do innego świata i tracę poczucie czasu. Test śpiocha nie świadczy o zawartości merytorycznej). Książka strasznie nierówna. Były fragmenty, które czytały się nieźle ale często książka  mnie nużyła na maksa. Parę razy mnie uśpiła. Z testu śpiocha stawiam w sumie 2 czyli mierny (obniżyłem za zabawę w samochwałę, płacę za treść a nie za to by autor bawił się w samochwałę przez sporą część książki).

O czym jest ta książka? Ogólnie rzecz mówiąć o organizacji i zarządzaniu samym sobą i swoim życiem. Jeżeli nie masz na nic czasu, giniesz pod stosem e-maili, spraw, projektów itp. to jest to książka dla ciebie. Autor przedstawie swój pomysł jak zorganizować i zarządzać swoim życie, pracą itd. tak by mieć wszystko pod kontrolą i być efektywnym. Pomysł może nie głupi. Wiele idei, narzędzi itp. jest godnych polecenia lub rozważenia. Mam natomiast dwie uwagi. Po pierwsze nie zgadzam się, że metoda GTD jest najlepsza ale to tylko moja opinia. Po drugie nie kupuję w ogóle pseudonaukowej poppsychologicznej części książki o pętlach itd. Ja rozumiem, że wyznawcy są najlepszymi klientami ale nie jestem uczulony za mesjanizm. No i mam problem. Z jednej strony niegłupi system i ciekawe pomysły na zwiększenie własnej efektywności, ogarniecie chaosu itd. a z drugiej mesjanizm i poppsychogiczne wciskanie kitu, plus zmarnowanie kilkunastu % książki na samochwalenie się. Merytorycznie wystawię książce 4. 

Dla kogo ta książka? 

Pierwsza kategoria: jak nie radzisz sobie z organizacją i zarządzaniem swoimi obowiązkami i projektami to książkę przeczytaj. Choć na rynku jest sporo innych pozycji, które mogą Ci pomóc.

Druga kategoria: jak już masz swój system organizacji i zarządzania swoimi obowiązkami i projektami to książkę przeczytaj bo podda ci parę pomysłów lub zainspiruje by może coś zmienić lub usprawnić.

Książka ma potencjał. Dlatego zaryzykuję i przeczytam też z ciekawości "Przygotowani na wszystko, 52 zasady efektywności" tego autora. Ale tylko dlatego, że kupiłem obydwa e-booki w promocji razem. Mam nadzieję, że tej książki autor nie popsuł samochwalstwem i poppsychologią.

Czas na ocenę w szkolnej skali 1-6, książkę oceniam na 3 +. Choć plus tylko dlatego, że naprawdę po odrzucenie samochwalstwa i poppsychologii (czyli jakieś 40% książki) to wartościowa pozycja.

Czy czytać?

CZYTAĆ ALE TYLKO PO TO BY WYROBIĆ SOBIE SAMEMU ZDANIE

Ja jestem rozczarowany.

 


czwartek, 18 marca 2021

Recenzja książki Andrzeja S. Nartowskiego: "Etykieta wartości"



Pan Andrzej Nartowski prowadzi bloga Andrzej S. Nartowski o corporate governance - polecam, publikuje w miarę regularnie co tydzień bardzo ciekawe teksty. 

Ma też profil na LI. Parę razy udało mi się z nim podyskutować na tym forum. 

Wiem, że prowadzi też czasami wykłady, ostatnio on-line ale nie dana mi była przyjemność w nich uczestniczyć.

W zeszłym roku, Pan Andrzej wydał książkę "Etykieta wartości". Niestety ebook nie został wydany, więc kupiłem sobie w końcu tą książkę w papierze. Przeczytałem i ....

Najpierw test śpiocha (a co to jest test śpiocha? Jak książka jest kiepsko napisana to mnie usypia. Jak jest dobrze napisana to mnie porywa do innego świata i tracę poczucie czasu. Test śpiocha nie świadczy o zawartości merytorycznej). Książka niezbyt gruba, niecałe 200 stron. Przeczytałem ją nie wiadomo kiedy. Gdy skończyłem dało się odczuć z jednej strony, że to koniec, a z drugiej mój mól książkowy zawołał dawaj następną książkę tego autora.

Czyta się ją naprawdę dobrze. Niezależnie czy połkniesz ją w wieczór na raz czy będziesz czytał po 1-2 strony wieczorem na pewno cię nie znuży. Autor ma dar opowiadania. I mimo tego, że często wtrąca anegdoty, informacje itp. to książka nie traci płynności, tempa i harmonii. Za to cierpiałem przy niej na syndrom jeszcze jednej kartki (oderwać się nie mogłem). Z testu śpiocha pierwsze w historii 6-.

O czym jest ta książka? O Etykiecie, o wartościach, o życiu, o biznesie, o autorze. To nie jest podręcznik. To opowieść mędrca o tym co ważne w życiu i biznesie. Opowiedziana z humorem, ze skromnością ale i z powagą. 

Wiem na pewno, że o etykiecie Pan Andrzej więcej zapomniał niż ja się nauczyłem lub nauczę. Pociesza mnie to, że o on również popełniał błędy. Choć ja na pewno, mimo że żyję krócej, popełniłem już ich więcej. Dobrze chociaż, że podobne wartości wyznajemy, choć różnimy się np. w ocenie roli Państwa. 

Pan Andrzej, jak sam pisze schodzi już ze wzgórza, wracając z jarmarku, ale dobrze, że jeszcze chce mu się pisać. Miejmy nadzieję, że napisze jeszcze kolejne tomy i poznamy kolejne anegdoty i historie.

Dla kogo ta książka? Dla każdego. Choć zwłaszcza dla biznesmenów i ludzi na szczytach. Ta książka uczy czemu wartości i etykieta są ważne.

W trakcie czytania, mój syn męczył mnie pytaniami co oznaczają różne gesty palcami i czy można ich używać w innych krajach. Przeczytałem mu fragment książki Pana Andrzeja. Opowieść o kowboju i indianinie. To była najlepsza odpowiedź na jego wątpliwości. 

Czas na ocenę w szkolnej skali 1-6, książkę oceniam na 6 -. 

Naprawdę bardzo dobra pozycja i wyjątkowa. Mam nadzieję, że będzie mi kiedyś dane uścisnąć dłoń autora i poprosić o podpisanie książki.

Czy czytać?

CZYTAĆ I TO OBOWIĄZKOWO

 

czwartek, 11 marca 2021

Recenzja książki Katarzyny Dąbrowskiej pt. " Sukces Lidera - jak budować zangażowanie pracowników część 2".


Dziś mam przyjemność napisać recenzję części drugiej. Najpierw test śpiocha (a co to jest test śpiocha? Jak książka jest kiepsko napisana to mnie usypia. Jak jest dobrze napisana to mnie porywa do innego świata i tracę poczucie czasu. Test śpiocha nie świadczy o zawartości merytorycznej). W tym teście część druga podobnie jak część pierwsza dostaje zasłużone 4. Nie usypiała mnie ale i nie porywała. Po prostu kawał solidnego rzemiosła.

W poradniku dostajemy prawie samo treściwe mięso. Podobnie jak w części pierwszej, mamy pigułkę wiedza merytoryczna bez lania wody plus ćwiczenia. Niestety zabrakło opowiadań (w części pierwszej było rewelacyjne opowiadanie o sztormie na morzu). W części drugiej niestety storytellingu brak. DLACZEGO? Miało być więcej storytellingu, a w drugiej części nie dostajemy go w ogóle. Czuję się zawiedziony.

O czym jest książka. To dobrze napisany skrypt dla Lidera jak zarządzać pracownikami od rekrutacji aż po ich pożegnanie. Widać, że autorka ma wiedzę i chce powiedzieć jak najwięcej na około 100 stronach. Książka jest napisana płynnie. Ale z braku storytellingu to zwykły podręcznik. Zgrabnie napisany ale podręcznik.

Podobnie jak w części pierwszej, tak samo w części drugiej, Autorka, niestety przedstawia ideę a nie rzeczywistość większości firm. Aby ta idea mogła się ziścić trzeba mieć odpowiednich szefów, być w odpowiedniej organizacji (z odpowiednią kulturą organizacyjną) i mieć odpowiednich pracowników. Jakoś nie wierzę w takie cuda w naturze. Może się zdarzają ale to raczej wyjątek niż zasada. I nawet z podanych doświadczeń autorki przebija ten fakt.

Niestety większość ludzie i większość organizacje nie jest idealna. Dlatego lider/manager musi mieć różne narzędzia i umieć się nimi posługiwać - więc marchewka i kij zostaje - ale mam nadzieję że nie trzeba będzie ich używać zbyt często. Obawiam, że posłuchanie autorki i wyrzucenie kija i marchewki może się źle skończyć.

Dla kogo ta książka? Dla obecnych lub przyszłych menedżerów lub liderów.

Czas na ocenę w szkolnej skali 1-6, książkę oceniam na mocne 4. 
Projekt  drugiego tomu był lepszy niż projekt pierwszego tomu. Niestety w ostatecznej wersji to część pierwsza jest lepsza od części drugiej. Widać, że część druga jest dopracowana i dopieszczona ale w tym szlifowaniu gdzieś uleciała magia. Szkoda ale nie mogę dać plusa. 
Mamy porządny kawał pisarskiego rzemiosła, ale ....
 
Czy czytać?
CZYTAĆ 

To kawał porządnego poradnika dla menedżerów/liderów. Zwłaszcza początkujących. Życzę wam byście mieli odpowiednie narzędzia i pracowników, których będziecie mogli motywować tak jak to opisano w książce. 

Ps i jeszcze nie wyrzucajcie tego kija i marchewki ;-)

czwartek, 4 marca 2021

Ciekawostki z prawa handlowego i nie tylko - odcinek nr 33

Najpierw trochę się pochwalę :-)

Miałem okazję wystąpić na dwóch wydarzeniach organizowanych przez Puls Biznesu. I zebrałem nie najgorsze noty. W skali 1-5 (1 źle - 5 idealnie)  jako uczestnik dyskusji o Compliance dostałem średnio 4,88 (najwięcej było 4,94). Certyfikaty na pamiątkę.


Czas na meritum.

Zaczynamy od ciekawostek z Compliance.

Powoli coraz więcej osób pisze whistleblowingu i Compliance. Największy zbiór artykułów o Public Compliance (i w ogóle o Compliance) znajdziesz TU. Kto zgadnie kto je napisał? :-) 

Niestety nadal nie ma ani nowej ustawy o odpowiedzialności podmiotów zbiorowych, ani ustawy wdrażającej dyrektywę o sygnalistach. Nawet projektu nie ma. A na wdrożenie systemów whistleblowing`owych w sektorze publicznym i w dużych przedsiębiorstwach zostało niecałe 10 miesięcy.

Przypominam, że w dniu 19 marca 2021 r. poprowadzę e-szkolenie "Systemy antykorupcyjne według wytycznych CBA". Serdecznie zapraszam. Jeszcze są wolne miejsca.

W dniu 16 kwietnia 2021 r. poprowadzę e-szkolenie "Jak zbudować skuteczny system Whistleblowing`u i system zarządzania zgodnością (Compliance)". Również serdecznie zapraszam.

Jeżeli ktoś potrzebuje pomocy ekspertów we wdrażaniu systemów Compliance lub systemu dla sygnalistów to zapraszam do kontaktu.

Czas na ciekawostki z RODO

Prezes UODO poinformował, że pozytywnie zaopiniował dwa pierwsze projekty kodeksów postępowania RODO tj. projekt „Kodeksu postępowania dotyczącego ochrony danych osobowych przetwarzanych w małych placówkach medycznych” opracowany przez Federację Związków Pracodawców Ochrony Zdrowia „Porozumienie Zielonogórskie” oraz projekt „Kodeksu postępowania dla sektora ochrony zdrowia” opracowany przez Polską Federację Szpitali. Jak czytamy w informacji z zastrzeżeniem kwestii monitorowania podmiotów publicznych, która musi zostać doprecyzowana w obu projektach. LINK do informacji.

Jestem ciekaw jakie następne kodeksy zostaną pozytywnie zaopiniowane.  

Poza tym normalna: kary, wytyczne, zalecenia itp.

Inne ciekawostki

W dniu 25 lutego 2021 r. SN w sprawie sygn. akt.III CZP 16/20 wydał uchwałę: "Dochodzenie naprawienia szkody przez wykonawcę, którego oferta nie została wybrana wskutek naruszenia przez zamawiającego przepisów ustawy z dnia 29 stycznia 2004 r. Prawo zamówień publicznych (tekst jednolity: Dz.U. z 2019 r., poz. 1843) nie wymaga uprzedniego stwierdzenia naruszenia przepisów tej ustawy prawomocnym orzeczeniem Krajowej Izby Odwoławczej lub prawomocnym orzeczeniem sądu wydanym po rozpoznaniu skargi na orzeczenie Krajowej Izby Odwoławczej.". Zapowiada się ciekawie. Zwłaszcza, że od 1 stycznia br. mamy nowe PZP.

Policzyłem ustawy zmieniające KSH: w 2020 r. było ich 7 zmian (niektóre bardzo duże) i wydano tekst jednolity. I już wiadomo że do 1 lipca br. KSH zmieni aż 8 ustaw. I jak to się ma do pewności obrotu?

Niech moc Compliance i RODO będą z wami. 

A na koniec mam prośbę.


 

czwartek, 18 lutego 2021

Czemu Ego i negatywne emocje są niezbędne? Powiem więcej są dobre

Ostatnio modnie jest pisać, że "nie kieruję się Ego", "pozbywam się negatywne emocji", "kieruję się sercem", "wychodzę nago na arenę", "jestem empatyczny", "zero agresji", "pozbywam się negatywnych emocji" itp. modne hasła popkultury i poppsychologii. Nie zgadzało mi się to ze zdrowym rozsądkiem, doświadczeniem życiowym. Więc trochę poszukałem wiarygodnych źródeł i poczytałem. Instynkt mnie nie mylił jak zwykle. I stąd ten artykuł.

Jakbyśmy żyli w Raju, utopii lub innym idealnym miejscu to może bym kupił te bajki. W końcu w Raju nie powinno być miejsca do negatywnych emocji. Ale nie żyjemy ani w Raju, ani w utopii, ani w idealnym świecie.

Ego, negatywne emocje, kierowanie się również umysłem a nie tylko sercem, dobry pancerz i broń lub unikanie areny, agresja są często niezbędne i często są czymś dobrym. Dlaczego? 

Ego - to ambicja napędza nas by się rozwijać, sprawdzać i wygrywać. Bez Ego bylibyśmy jak Zombie bez ambicji, marzeń i celów. Dlatego nie wierzę gdy ludzie piszą, że Ego nimi nie kieruje. Ja jestem ambitny i się tego nie wstydzę. Każdego kto kocha rywalizację lub chce coś osiągnąć napędza jego EGO. Nie ma co się okłamywać, że jest inaczej.

Negatywne emocje. Smutek. Gniew. Strach. Wstręt. One stanowią część każdego z nas. Bez nich bylibyśmy wybrakowani. 

Smutni ludzie lepiej zapamiętują i lepiej analizują jak pokazują badania. W każdym razie tak wychodzi z badań psychologów. I kurcze coś w tym jest.

Gniew pozwala nam znaleźć odwagę by walczyć o zasady. To gniew napędza manifestacje w obronie kobiet po wyroku neoTK. To gniew powoduje że Sygnalista zgłasza naruszenie. To gniew każe nam walczyć o dobro. To zawsze gniew na zło lub niesprawiedliwość prowadził ludzi do walki o dobro lub sprawiedliwość.

Strach i wstręt strzegą nas przed utratą życia i zdrowia. Ponadto z nich wywodzi się moralność. Wstręt do niemoralności. Bez wstrętu bylibyśmy niemoralni.
 
Odwaga to nie brak strachu. To robienie tego co słuszne mimo strachu. Bez strachu ludzie nie są odważni. Oni kierują się brawurą. A brawura wcześniej lub później kończy się marnie.

Negatywne emocje trzeba umieć zaakceptować. Są częścią nas i są niezbędne. Bez nich bylibyśmy Źli, niemoralni itd. Trzeba jedynie umieć je nazwać. Zrozumieć i zachować balans i adekwatność.

W życiu trzeba się kierować się i umysłem i sercem. Kto kieruje się tylko sercem jest głupcem a jego dobrymi intencjami piekło jest wybrukowane. Bez serca jednak jesteśmy jak roboty.

Ludzie dzielą się na wojowników - mniejszość która kocha walkę, rolników - większość która nie ma zdolności do walki. Jest też duża liczba nielicznych grupek. Od żołnierzy po zabójców.Ci którzy nie są urodzeni do walki lub nauczeni walki nie powinni wychodzić na arenę walczyć. Bo zginą marnie. Nie ważne czy wyjdą opancerzeni jak żółwie czy nago. Ci którzy wychodzą powinni być adekwatnie opancerzeni i uzbrojeni. Jak ktoś wychodzi nago i chce uchodzić za mega odważnego niech nie płacze jak się skaleczy lub jest sprawdzany. Bo szybko wyjdzie szydło z worka. Czy to odwaga, brawura czy ściema. Lubię czasami ciut sprawdzić te osoby. Przetestować. W końcu jak ktoś wzywa do odwagi i mówi że wychodzi na arenę to znaczy że kocha walkę. Mały sparing bez krwi powinien więc go cieszyć. No cóż. Bywa różnie. Życie czasami brutalnie weryfikuje rzeczywistość. A ja jestem jak niewierny Tomasz, lubię osobiście czasami sprawdzić deklaracje np. o odwadze.

Agresja. Nie lubię agresji. Choć lubię rywalizację. Jestem człowiekiem pokoju i zasad. Ale są sytuacje gdy pozwalam sobie na ciut agresji (czasami to jedyne wyjście lub najlepsze) lub w ekstremalnych sytuacjach wypuszczam tkwiącego we mnie Berserkera. Choć zwykle wystarczy że lekko on się wynurzy i sama groźba spuszczenie Argamedonu na głowę głupca który mnie wkurzył i przekroczył granicę wystarczy. A jak ktoś się upiera i zaczyna to zgodnie z nauką ojca kończę. 
Jedną z takich sytuacji jest obrona bliskich. Gdy ktoś zagraża mojej rodzinie to ma przechlapane na maksa. Nie ma zmiłuj. Już lepiej dla niego by wlazł do klatki z lwami lub tygrysami. Będzie miał większe szanse na przeżycie.
Agresja pomaga nam w walce w obronie bliskich lub w walce o słuszne cele. Czasami agresja pozwala uniknąć walki. Jeżeli wzbudzimy strach w przeciwniku i zostawimy drogę ucieczki to ucieknie.

Dlaczego ludzie wierzę w bajki poppsychologii?
To ciekawe zjawisko choćby na LI. Wielu chwali się sercem, empatią, odwagą, zerem agresji, radością, brakiem ego, przestrzeganiem wartości i życie zgodnie z samym sobą. No i zbiera mnóstwo lików. W końcu każdy woli się pochwalić, że kieruje się sercem, nie zna strachu, jest otwarty na ludzi etc. Poprawność przede wszystkim.
Zawsze mam pytanie. Jak możesz żyć samemu ze sobą gdy się nie akceptuje swej ciemnej strony. A każdy ją ma. Więc coś o tym bo ja też ją mam.

Nie jestem ani dobrym ani złym człowiekiem. Jestem kim jestem. Jedni uważają mnie za dobrego inni za złego.Mam swój kodeks i go przestrzegam. Komu się to nie podoba tego problem a nie mój. Zawsze szedłem swoją własną ścieżką i nie zamierzam tego zmieniać.
Dotrzymuję słowa (staram się w każdym razie), spłacam długi i wobec przyjaciół i wobec wrogów. I mam dobrą pamięć. Zna mnie wielu. Przyjaciół mam garstkę. Humor mam delikatny jak 10 tonowy blok betonu.
Mam swą jasną i swą ciemną stronę. A idę swą własną ścieżką. 
 
Ps wyszło strasznie filozoficznie i ogólnie. Jeden mój przyjaciel znowu mi to wytknie :-)))) no ale jakby tego nie zrobił to bym się zaczął martwić ;-))) byle by mnie o podatki nie pytał. Bo to znak, że czas zamykać dyskusję.

Pamiętajcie póki niesprawiedliwość i zło budzi wasz wstręt i gniew. Póki wasze EGO pcha was do czynienia świata choć ciut lepszym. Póki u waszego boku są przyjaciele. Póty jest dobrze.

Niech moc będzie z wami. 

czwartek, 11 lutego 2021

Jak ustalać wysokość wynagrodzenia kierowników / managerów?

Ostatnio pojawiło się takie pytanie w dyskusji: "Jak ustalać wysokość wynagrodzenia kierowników w organizacji?". 
Pytanie na rozgrzewkę. Czy ich zarobki powinny być jawne czy niejawne.
Osobiście jestem za jasnością. Bo to zwiększa transparentność, zapobiega mobbingowi itd. 
No ale większość u nas woli niejawność. Wiadomo w mętnej wodzie więcej można ukryć. Choć tak naprawdę jak człowiek chce to się dowie. W końcu po to są nieoficjalne ścieżki komunikacyjne itp. itd.
No i jak ktoś jest na odpowiedniej pozycji to w końcu każda informacja do niego trafi. Tylko kwestia czasu.
No dobra ale miało być o wysokości a nie jawności.

Pomysł nr  1 - wszystkim płacimy tyle samo. Niezależnie od stażu, obowiązków, odpowiedzialności itd. Socjalista zapieje z zachwytu. Liberał zawyje w sprzeciwie. Ale ideologię zostawmy na boku. Ten pomysł ma plusy i minusy. Według mnie jest jednak w niektórych przypadkach akceptowalny. Byle by tą decyzję podjąć świadomie. Zwykle jednak ten pomysł jest używany jako pretekst by płacić mało "Pan wie ale B. zarabia mniej i to nie było by fair jakby Pan zarabiał więcej. Chcemy płacić tyle samo". Bez komentarza.

Pomysł nr 2 - każdemu płacimy inaczej. No dobra ale ze względu na co różnicować wysokość wynagrodzenia?

Pomysł 2a - ze względu na staż - doceniamy lojalność. Okey. Ale jako jedyne kryterium jakoś mi to nie pasuje.

Pomysł 2b - ze względu na ilość zarządzanych ludzi - okey ale nie zawsze świadczy to o odpowiedzialności, ilości obowiązków, ważności dla podmiotu itd.

Pomysł 2c - ze względu na zakres obowiązków - fajne ale ocenne. Ale podoba mi się jako jedno z kryteriów

Pomysł 2d - ze względu na odpowiedzialność - też fajne ale ocenne. I też mi się podoba jako jedno z kryteriów

Pomysł 2e - ze względu na trudność lub koszt zastąpienia danej osoby - czyli decyduje popyt/podaż na dane umiejętności - mocno rynkowe podejście. Ciekawe. Też bym stosował jako jedno z kryteriów.

Pomysł 2f - ze względu na przychody/spadki kosztów / dochody lub inne wskaźniki finansowe lub inne które osiąga kierownik. Tu zalecam ostrożność. To może być bardzo dobre albo bardzo złe. I to pod wieloma względami dla organizacji.

Pomysł 2g - ze względu na czynniki poza merytoryczne, znajomi królika itp. zdarza się często i w sektorze publicznym i sektorze prywatnym (nawet w korporacjach). Nie polecam tej metody.

Pomysł 2h - mieszanina paru różnych powyższych pomysłów.
 
W bajki, że niewidzialna ręka rynku wycenia nie wierzę. Sorry za stary wilk ze mnie i za dużo widziałem.

Według mnie niezależnie jak ustalasz wysokość wynagrodzenia managerów, zasady powinny być przemyślane, jasne i jawne.

A ty jaki masz pomysł lub praktykę?

Ps nigdy nie pracowałem w HR (dobra przez parę lat zajmowałem się grupą kapitałową i byłem Przewodniczącym Rady Nadzorczej i ciut z tym miałem do czynienia), wyciągam więc tylko wnioski z obserwacji i analiz. 
 
Pss o dyskryminacji, regulaminie wynagrodzeń, umowach managerskich, kontraktach itd. itp., może napiszę innym razem.

czwartek, 4 lutego 2021

Szachy vs gry strategiczne - część 2 - gra a życie

Jakiś czas temu napisałem post Szachy vs gry strategiczne - część 1 - czyli co jest niezbędne by odnieść sukces 

Dziś czas na ciąg dalszy. Według mnie jedyny warunek sine qua non sukcesu to szczęście. Niestety lub stety nigdy nie wiemy czy będziemy mieli szczęście lub nie, kiedy będziemy mieli i w czym. Do tego często szczęście/przypadek nie staje po żadnej ze stron. A wtedy wygrywa lepszy lub bardziej uparty.

Pytanie co z umiejętnościami, pracą itd.?

Trzeba być dobrym by umieć wykorzystać szczęście lub błąd przeciwnika. 

Oprócz umiejętności liczy się podejście psychiczne.

Ważne żeby się nie poddawać, myśleć i zachowywać spokój. 

Choć jak od każdej zasady i od tych są wyjątki. Czasami lepiej się poddać niż więcej przegrać, czasami lepiej posłuchać instynktu niż wiedzy i czasami warto dać dojść do głosu emocjom. 

Ale miało być o strategii.

Strategię można rozważać na dwóch osiach x-y.

Agresywna - pasywna. Jedno ekstremum to atak. Atakujemy bezwzględu na wszystko. Drugie ekstremum to jak w aikido. Przejawiamy zero agresji. Reagujemy tylko na działanie przeciwnikami. Oczywiście większość graczy jest gdzieś pomiędzy.

Ścisła - luźna. Jedno ekstremum - wszystko analizujemy planujemy do drobnych szczegółów. Ruszamy tylko wtedy gdy wszystko jest gotowe. Drugie podejście to czysty spontan i improwizacja. Ułańska fantazja i brawura.

Daje to cztery typy.

Agresywna ścisła - ta strategia jest jak młot Thora. Mało co jest ją w stanie powstrzymać. Dobrze zaplanowany i przeprowadzony atak jest bardzo skuteczny. Pozwala zachować inicjatywę, a to daje przewagę. Trzeba uważać by nie wpaść jednak w schematyzm z jednej strony, a z drugiej nie dać się ponieść chaosowi lub poczuciu triumfu.

Agresywna luźna - ona ma dwa oblicza. Jedno - najczęstsze - to atak bez przygotowania lub z chaosem na zapleczu. Przepis na porażkę. Drugi to kontrolowana agresja ze sprawną improwizacją w celu zmylenia przeciwnika i wymuszenia błędu. Wymaga mistrzostwa ale pomaga pokonać lepszych od siebie.

Pasywna ścisła - dobrze zaplanowana obrona i czekanie na błąd przeciwnika aby go wykorzystać może nie jest piękna ale diablo skuteczna. Jak w piłce nożnej gra z kontry. Gdy masz obronę nie do przejścia i potrafisz strzelać z kontry to wygrywasz wszystko. Dopóki ktoś nie będzie w stanie przebić się przez twoją obronę lub nie zbuduje skuteczniejszej obrony.

Pasywna luźna - oddawanie inicjatywy i chaos to przepis na porażkę. Nie znam przypadki żeby ktoś wygrał taką strategią. No chyba że miał farta lub przeciwnik zrobił poważny błąd.

Każdy z nas ma wrodzone skłonności do danej strategii. Czasami ulegają one zmianie w czasie. Najlepsi potrafią dobierać strategię do warunków i przeciwnika. Czy to w życiu, czy w grze strategicznej czy w szachach.

Gram np. w Full Thrusta (taki bitewniak, dowodzi się okrętami - super gra). Moja ulubiona flota to phalonii. Zwykle gram nimi w sposób zrównoważony. Trzymam dystans i rozbijam krok po kroku przeciwnika bronią dalekiego zasięgu. By potem zakończyć bitwę brutalnym atakiem na krótkim dystansie. Grałem kiedyś bitwę przeciwko Kravakom (śmiertelnie niebezpieczne na średnim i krótkim dystansie w zwarciu). Moje dwa lekkie krążowniki vs ciężki krążownik. W pierwszej turze na długim dystansie Kravaki zniszczyły mi 1 okręt. Połowę floty. Miały farta. Triumf w oczach przeciwnika i lodowaty spokój u mnie. Kravaki zdecydowały się podejść na średni dystans i dokończyć dzieła. Tyle że mój okręcik podszedł na krótki dystans. Tym razem do mnie się uśmiechnęło szczęście i wygrałem rzut na inicjatywę. I wypatroszyłem ciężki krążownik kravaków z bliska. No cóż wygrałem. Bo nie poddałem się, zachowałem spokój i wymyśliłem jedyny ruch który dawał szansę na zwycięstwo lub pewną porażkę. No i miałem mnóstwo farta. Bo jakbym przegrał ten rzut na inicjatywę (50% ryzyko) to bym przegrał. Z drugiej strony to był i tak scenariusz dający największe szanse na zwycięstwo lub chociaż drogie sprzedanie skóry.

Ostatnio grałem w szachy. Gracz z którym grałem był lepszy. Grał pasywnie - ściśle. Gdybym mu pozwolił na walkę pozycyjną przegrałbym. Szybko więc, zacząłem grać maksymalnie agresywnie. Starając się wymusić jego błąd i nie popełnić go samemu. Atakowałem na szachownicy wywierając non stop presję i budując atmosferę narastającego zagrożenia. Jednocześnie zacząłem wywierać presję psychiczną. Aż popełnił błąd i uzyskałem 3 pkt przewagę (lekkiej figury). Potem był dalszy atak i wybijanie figur i pionów. Zero finezji. Czysta agresją i matematyka. 3 pkt jak ma się prawie wszystkie figury to mała, paro procentowo przewaga. Przy pustej planszy to już nawet kilkadziesiąt procent przewagi. To już przewaga miażdżąca. Potem tylko ją wykorzystałem i zwiększyłem. Nawet mistrz świata w końcówce nie odebrał by mi zwycięstwa. Jak przeciwników kupa to i Herkules dupa.

Trzeba umieć wykorzystać szczęście lub błąd przeciwnika lub okoliczności. Można zwiększyć szansę na szczęście, skłonić przeciwnika do błędu lub wykorzystać optymalnie okoliczności. Zawsze mamy jakieś pole manewru. Choć czasami to wybór mniejszego zła lub sposobu w jakim stylu przegramy.

Szachy i gry strategiczne są po to by ćwiczyć umysł. Ale to nie życie. W grze mamy kolejne szanse. Jak przegramy to najwyżej nie wygramy. W życiu często nie dostaje się drugiej szansy, a przegrana może oznaczać utratę wszystkiego.

Pracujących są miliardy. Planujących, zdolnych ze strategią miliony. Sukces odnoszą nieliczni. Raz że trzeba mieć szczęście. Dwa że trzeba umieć je wykorzystać.

Eksperci są po to by:
1) pomóc co wykorzystać szczęście lub okoliczności,
2) minimalizować ryzyka (pech). Minimalizować bo zlikwidować się nie da.
 
Dobra strategia zwiększa twe szanse.
Zła strategia lub jej brak zmniejsza twe szanse. 
Wybór należy do ciebie.

Ps kocham gry. Jakbyś grał ze mną nie ciesz się z wygranej dopóki nie wygrasz. Bo potrafię zaskoczyć, zwłaszcza wtedy gdy już się wydaje że leżę prawie ma deskach. Wtedy ogarnia mnie zimny spokój i potrafię wymyśleć rozwiązanie. Jeżeli dopisze mi szczęście lub zrobisz błąd - to przegrasz.

W życiu mam podobnie. W sytuacji kryzysowej potrafię zachować spokój i szukam rozwiązań. I je znajduję. Nie tracę czasu na szukanie winnych, rozpacz czy gniew. Szkoda, że większość tak nie robi. Choć i mi zdarzają się sytuacje gdy muszę szczerze powiedzieć klientowi lub sobie, że nie ma szans na zwycięstwo.

Oczywiście po kryzysie wyciągam wnioski i konsekwencje. Każdy ma prawo do błędu. Ale jak ktoś ukrywa swoje błędy, powtarza je, nie proponuje rozwiązań lub zrzuca winę na innych to bywam bezlitosny.

Pss oczywiście piszę na dużym stopniu ogólności. Ale jak ktoś chce poznać to w realu to zapraszam do gry :-) np. w full thrusta. Podręczniki są za darmo. Trzeba tylko znaleźć czas  i stół.